czwartek, 17 listopada 2011

kochaniem wszystkiego tam, gdzie myślami

Przytłoczyłeś moje ciało swoją arogancją udając,że to gwiazdy były pretekstem by brutalnie pożerać moje serce. Ostatkiem oddychania wbiłam nóż, by ratować najbardziej z delikatnych myśli przed degradacją. Jeśli miłość istnieje to czemu niczym biały królik rozbiega się w kosmicznej przestrzeni znikając niepozornie, siebie nie zostawiając? I co po naszych sercach rozerwanych na strzępy? I co po naszym łóżku pachnącym resztkami nocy nie spełnionych, nazbyt przesiąkniętych słonością łez wylanych kiedy byłeś zawsze tam a nie tu. Topię w rozpaczy udając, ze znoszę. Szukam klucza do drzwi mojego domu, by choć przez chwilę znaleźć się się w ramionach wszystkich, których kocham. Tęsknienie jest gorsze niż błądzenie w półmroku. Brak ich tu jest gorsze niż mój bałagan nazbyt uporządkowany w mojej głowie. I kto kazał sprzątać i jak mam się teraz znaleźć na tej ziemi niechcianej każdą częścią mnie. Rozkładam gwiazdy niczym karty tarota próbując wyczytać świetlaną przyszłość, ależ jakie trudne TO kiedy przyćmione i krwawią prorokując kolejne wojny. Pozostaje udawać się myślami w te wszystkie zakątki mojego jestestwa, które sklepiają mnie w kawałki pozornego istnienia. Spaceruję Bracką, gdzie czekolada w Prowincji, na rynku w pogoni za gołębiami, tańczącymi liściami z nie poukładanymi równie jak ja wariatami, kościół Dominikanów i brata Adama przenikliwe obserwacje życia. SZCZĘŚCIE. DOM. PRZYJACIELE.