czwartek, 8 grudnia 2011

...

Jestem pusta skorupą, opuszczoną przez ciało. Pochłania mnie zimne niebo. Wydaje się, ze nie potrafię współżyć z ludzkimi członkami. Wydaje się, że przezroczystość mych myśli wyniszcza to, co kocham najbardziej. I co teraz pocznę z ciałem do Ciebie nazbyt przyzwyczajonym kiedy nawet najcieńsza jego warstwa nie wyczuje Twej bliskości. Co pocznę z z ciałem żyjącym w mym martwym ciele. Czy świat nie rozpadnie się na drobne beznamiętne części, kiedy nasze usta rozejdą się w przestrzeni oceanu? Czy bezpiecznie jest tak rządzić się losem wspólnych nocy udając, że ten sen skończył się po otworzeniu oczu? Które nas zapomniało się bardziej kradnąc zbyt wiele wolności z wspólnej przestrzeni? I oto wydarzają się powroty. I oto twarz mojej mamy, moich przyjaciół i oto część mojego życia, w którym jesteś nader daleko. Tęsknienie pożerane alkoholem i krwawiącymi żyłami. Historia jednej miłości, co obiegła świat by powrócić i zamknąć swój sekret w Gwiazdach. Zamykam oczy. Otulam się miękkością wspomnień. Oczekuję.

czwartek, 17 listopada 2011

kochaniem wszystkiego tam, gdzie myślami

Przytłoczyłeś moje ciało swoją arogancją udając,że to gwiazdy były pretekstem by brutalnie pożerać moje serce. Ostatkiem oddychania wbiłam nóż, by ratować najbardziej z delikatnych myśli przed degradacją. Jeśli miłość istnieje to czemu niczym biały królik rozbiega się w kosmicznej przestrzeni znikając niepozornie, siebie nie zostawiając? I co po naszych sercach rozerwanych na strzępy? I co po naszym łóżku pachnącym resztkami nocy nie spełnionych, nazbyt przesiąkniętych słonością łez wylanych kiedy byłeś zawsze tam a nie tu. Topię w rozpaczy udając, ze znoszę. Szukam klucza do drzwi mojego domu, by choć przez chwilę znaleźć się się w ramionach wszystkich, których kocham. Tęsknienie jest gorsze niż błądzenie w półmroku. Brak ich tu jest gorsze niż mój bałagan nazbyt uporządkowany w mojej głowie. I kto kazał sprzątać i jak mam się teraz znaleźć na tej ziemi niechcianej każdą częścią mnie. Rozkładam gwiazdy niczym karty tarota próbując wyczytać świetlaną przyszłość, ależ jakie trudne TO kiedy przyćmione i krwawią prorokując kolejne wojny. Pozostaje udawać się myślami w te wszystkie zakątki mojego jestestwa, które sklepiają mnie w kawałki pozornego istnienia. Spaceruję Bracką, gdzie czekolada w Prowincji, na rynku w pogoni za gołębiami, tańczącymi liściami z nie poukładanymi równie jak ja wariatami, kościół Dominikanów i brata Adama przenikliwe obserwacje życia. SZCZĘŚCIE. DOM. PRZYJACIELE.

piątek, 30 września 2011

wszystko za czym tęsknienie.. misterne myślenie

Otóż Joanna zatraciwszy się w czasie, który przemknął nieopatrznie przez jej dziury myślowe, doczekała się wiosny. Niebo nocą jest ciemniejsze a gawiazdy bardziej niż dotychaczas olsniewajace blaskiem, ale za to jakby dalej niż w zasięgu. Joanna wpatruję się w nie czasem ocierając twarz osuszoną słoną warstwą łez, co zamieniają ją w iluzję bytu. Jej serce tyka czas, który tak bardzo pragnie powrotu do miejsca, gdzie pozostawiła i które tęskni za nią omalże a może z tą samą siłą jak ona za nimi wszystkimi w tych kawiarenkach magicznych, gdzie dyskusje o tym co nieistotne a zarazem niezbędne do życia. Śni o kolorowych jarmarkach, świątyniach, w których Szalom i Pokój, o dzieciach na latających dywanach i jednym kocie Hipolicie, co od niechcenia towarzyszy przechodniom. Obawia się jakże o swój różowy rower, czy oby nie zardzewieje z tęsknoty za wspólnymi naszymi pojedynkami z gołębiami i wędrującymi do nikąd stopami. Coraz częściej bywa czas, że chciałąby powrotu a miłość szepta i kusi dobrami niewiecznymi, ale jakże orientalnymi w porównaniu do tych skrzętnie zebranych w samotności. W dzikim gąszczu, w którym ostrożnie i bardzo przesądnie stawia kroki potwory chwilami chowają się dla niepoznaki, jednakże wystarczy mały szelest by ziemia rozstąpiła się pod stopami pochłaniając jej bezradne ciało. Bywa, że nie widzi gwiazd a wtedy panika paraliżuje jej myśli jakby umysł został porażony, niezdolny do niczego innego jak tylko do bezswobody bytu. Wtedy on trzyma za rękę. Tak. Wystarczy, że jego skóra zenergetyzyje dotykiem jej prawie martwą substancję będącą wcześniej ciałem, żeby powstała i podjęła walkę na nowo. Joanna kochająca wierząca czarująca. Wdzięczna za wszystkich tam, którzy są niczym wyśnione marzenia jedyni tacy, których kocha pomimo ocenaów i zmienności czasu. Wie, że pewnego dnia spełni się więcej niż snem oczekujące abra kadabra.

środa, 3 sierpnia 2011

zen, morze, marzenia do spełnienia

Odchyliła kołdrę i wstała z łóżka, w którym po raz pierwszy nie odczuwała niepokoju a ciało nie było obolałe od ziarnka grochu, które jeszcze do niedawna przywierało bolesnym kaleczeniem jej delikatnej skóry. Dotykając dłonią klatki piersiowej doświadczyła olśniewającego odkrycia. Serce zupełnie jakby zapominając o rozterkach wróciło na swoje miejsce i biło zdecydowanie regularnym tonem. Na jej porannej twarzy pojawił się pierwszy od dłuższego czasu uśmiech a w oczach blask gwiazd, co świetłem innowacji harmonijnie wypełniały przestrzeń jej głowy. Myśli wreszcie uwolniły się spod jarzma wojny domowej. Wszystkie krzyki, czarne balony, trucizny a nawet najlepsza jego przyjaciółka, co pragnąc nie pragnąc zatrzymała go pewnej nocy. Wszystko, co niechciane odstarszył niebieski ptak i mikstura z cytryn. Joanna odsunęła firanki i odetchnęła świerzym powietrzem, co napływało falami morza. Gołymi stopami zaznaczyła na wilgotnym piasku teren serca, w którym z Księżycem doprowadziła do stanu ich bytu pocałunkiem i splotem dłoni. Wyczarowani, by trwać na zawsze w tym małym skarwku świata, jaki sobie stworzyli. Od teraz otaczającą rzeczywistość dzielą na pół i spożywają delektując się coraz to orientalnymi smakami dzielonych nagimi ciałami nocy.Joanna czuje, jak krew przepływa tysiącem złotych pyłków przez jej z każdym dniem regenerujące się ciało. Postanawia uczynić swe marzenia rzeczywistością. Stąpając po nieograniczonej przstrzeni Księżyca spisuje historię ich istnienia. Pragnie by nikt się nie poddawał, rozdaje gwiazdy, tym co w nie wierzą. Wierz i bierz.

wtorek, 5 lipca 2011

Joanna po drugiej stronie lustra

Joanna dotyka delikatnej powierzchni swego w nim odbicia i jak za sprawą magicznej różdżki staje się częścią świata po drugiej stronie Oceanu. Otwiera szeroko oczy, by przyswajać jak najszybciej otaczająca ją rzeczywistość. Niczym puzzel, który jeszcze nie pasuje, ale szuka usilnie wolnej przestrzeni dla swej zwyrodniałej eurpejskości. Ulice stają się za małe, ludzie nazbyt przesadnie otwarci, łożko zimne. Płacze łzami słodkimi od słodkości o smaku karmelu pożeranego garściami. Nie pasuje tu nie pasuje!!! krzyczy ktoś z wnętrza sprawiając, że klatka piersiowa otwiera się a serce powolnym rytmem wybijając czas.. umiera. Umiera ona i czuje, jak gwiazdy powoli spadają zamieniając się w kurz, tak wielki, że pożerający resztki jej zdrowego rozsądku. Myśli beznamiętnie wypływają na poduszki pozostawiając drobne swego bytu oznaki w snach, które teraz nawiedzają dzikie zwierzęta i resztki stęsknionych ludzkich postaci, ale to tylko atrapy.. nie ma nikogo a Joanna wykrwawia się łzami i pragnie by pochłonęła ją maszyna czasu, by serce wróciło na swoje miejsce pulsując krew a nie słodkie łzy. Resztkami sił otwiera oczy i doświadcza tchnienia Księżyca. To mężczyzna jej życia przyszedł i naprawił oczy, by mogły znów ronić słone łzy, wstawił bijące resztakmi sił serce na swoje miejsce, wygniótł z poduszek zagubione myśli i wlał z powrotem do środka, by mogła się poruszać w swej międzygwiednej przestrzeni. Minie jeszcze wiele dni kiedy Joanna przestanie płakać, a gwiazdy ułożą się w sensowne figury tworząc idealną przestrzeń dla myśli zebranych. Zasypia, by otworzyć suche od bezłez oczy i zobaczyć spokojną przy jej twarzy jego twarz.

niedziela, 5 czerwca 2011

Joanna nabiera odwagi i niebieskich skrzydeł

Doświadczyła natłoku zbyt natarczywych zdarzeń, wiadomości i uwag, co skłoniło ją do podjęcia kroków w swoje bardziej życie niż innych. Nie poprawia, nie doradza, uczy się ufać własnej intuicji i podążać za głosem serca własnego. Zakłada skrzydła niebieskiego ptaka i powoli unosi się, by latać i doświadczać nowego. Nie jest to proste, gdy głowa wypchana edukacją ciągłego oceniania, innego krytykowania. Na szczęście jest w niej na tyle z dziecka, że pozwala sobie zapomnieć i poruszać się elastycznie w nowych rejonach bez zbędnych komentarzy. Chciałaby być światem i podąża marzeniami do celu. Czuje, że gwiazdy jej sprzyjają, ptaki nawołują na nowe lądy gdzie czeka na nią coś czego nie da się opisać jednym tylko słowem. Argentyna, Chille, Peru, Columbia, Venezuela, Brazylia, Urugwaj. Wszystko to po to, by napełnić się kolorami krajów dla nas tak odległych, że wydających się wręcz wyciętą cząstką bajki. Bajki, która zachęca swoją niezwykłością, ale przeraża swoją innością i tym, że dzieje się na prawdę. W niebieskiej głowie przypomina swoją licealną pracę o sobie jako jednostki w Europie, o swej niczym nieskażonej europejskości. Teraz ma dwanaście godzin nad oceanem by pozbyć się nazbyt natrętnych przyzwyczajeń i nazbyt krytycznego punktu widzenia. Oto teraz staje się odłączną częścią Europy a jej europejskość musi ustąpić miejsca nowym wartościom, zasadom, fascynacjom. To będzie walka z własnym sumieniem i słabościami wyklutymi z mądrości do tej pory nabytej, ale posiądzie i wygra. W końcu jest królowa swojego życia i podąża za swymi skrzydłami. Kocha i to ją czyni szczęśliwą i wolną.

wtorek, 31 maja 2011

Joanna kocha.. prawdziwie

Joanna zstępuje na ziemię i mieszają się z tłumem. Uspokaja swoje serducho, które czasem nie nadążało za lataniem. Potrzebuje przerwy by znów odbić się w górę. Staje się taka, jak inni. Normalna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuje jak opada z niej peleryna super niani, super dziewczyny, bohaterki wyśnionych marzeń. W tych najzwyklejszych chwilach, kiedy płacze i czuje się bezradna wobec czasu i przestrzeni wie, że jest królową życia. Wciąż na nowo ocierając łzy wierzy w marzenia. Bez porażek, nie bylibyśmy świadomi jak wielka siła w nas tkwi. Każdego dnia więc wstaje i na nowo obiera kroki do celu, w jednej ręce trzymając gwiazdozbiór swej miłości a w drugiej podróże, projekty, stosy zapisanych myśli gotowych do ujrzenia światła dziennego. Z każdym dniem bardziej uczy się sztuki kochania, kompromisów, odpowiedzialności. Odchodzi od witryny, gdzie do tej pory obserwowała udane związki, by tworzyć własną krainę rozkoszy. Szczęście jest tam, gdzie nie szukamy, trzeba tylko nauczyć się go chcieć.

sobota, 21 maja 2011

Joanna układa składa przekłada.. ryzykuje

Joanna w weekend pozwoliła sobie na rozbicie się w kawałki niebytu, by na nowo poskładać się z drobnych cząstek myśli, z których pozbyła się tych najbardziej uciążliwych. Piątkowa noc z Żubrówką okazała się być zbawienna na te kilka godzin. Mogła ulżyć sobie wykrzykując wszelkie żale i wypierając się swych lęków udając wielką wojowniczkę snów. W głębi czuje się słaba i bezradna i coraz częściej samotna. Jej pragnienia o byciu kobietą i miłością popadają w zaniedbanie mężczyzny, który zdaje się być wystraszonym i w popłochu zbyt często pozostawia w zbyt wielkiej niewiadomej. Wciąż chodzi z głową wysoko ponad rzeczywistością, stara się nie stracić gruntu pod nogami. Wciąż zwraca na siebie uwagę swoim lataniem. Mężczyźni chcą spędzić z nią więcej niż parę chwil, a ona potykając się o dziecięcy bucik czuje, jak odżywa w niej pragnienie, które potęguje każdy skierowany do niej uśmiech dziecka. Jak bardzo pod przykrywką wszystkiego, co dla nich robi musi tłamsić tą jedną myśl wykorzystując wymówki, że jeszcze nie jest gotowa, tylko dlatego by nie wystraszyć, nie spłoszyć. Trudno tak bardzo żyć bez miłości.Patrzy w ich oczy i chce widzieć w nich oczy swojego własnego dziecka, ale zamiast tego kleci dla nich wiersze, szyje ubranka, wymyśla światy zbliżające do magii. W sobotę Joanna od rana rozprawia się z kacem, który wysysa z niej wszelkie soki życia. Pragnie zniknąć, zamknąć małe drzwiczki do rzeczywistości i zostać sama. Rozprawia się z sobą po swojemu. Powolnym snem składa się z myśli, które wyegzekwowała do dalszego istnienia. Jej głowa staje się lekka i pełna spokoju. Chciałaby tak trwać już bez podnoszenia jej z poduszki. Otwiera oczy i widzi gwiazdy. Sięga po nie ręką doświadczając marzeń tak mocno, jak nigdy wcześniej. Po akcie spoczynku głowa zaczyna pulsować od przetwarzania nowych myśli, które tworzą kreatywne rozwiązania. Bierze głęboki oddech i wypuszcza opar ostatnich dni. Trochę się dusi a potem czuje jak jej płuca napełniają się spokojem nieba. Nadchodzi niedziela i znów czuje błogosławieństwo Świętych gorliwie czuwających nad jej głową. Zaczyna się coś nowego. Wszystko wskazuje na zmiany.Po każdej burzy przychodzi słońce. Ten tydzień spędzi w samotni by kochać od nowa, by nabrać odwagi i poukładać nowe życie, bo zostało już tak niewiele czasu. Chce określić siebie w swym ciele i umyśle. Chce się przekonać, że potrafi walczyć o marzenia, które trzyma w ręce, że wciąż się chcą i pragną. Miłość jest bowiem jak ocean z ośmiornicami, wojnami okrętów a skarb jest ukryty głęboko.

wtorek, 17 maja 2011

czas pomiędzy

Obserwuje różowe serduszko ze spisanym nowym adresem, który w zupełnie nowej przestrzeni, za oceanem. Powoli docierają do niej lęki, że to tak daleko, i że pozostawia tu część siebie. Może właśnie dlatego tak często i w tak wiele miejsc spaceruje. Może wydaje się jej, że zostawi tu wtedy więcej siebie, choć paradoksalnie Rzym to zdecydowanie nie jej miejsce. Więc dlaczego tak błądzi i dlaczego szuka kogoś kto zapełni rozmową jej ciszę?? Niedzielne deszczowe popołudnie skłoniło ją do towarzyszenia mało jej znanej Ale na zaproszenie więc podrepatała w gumowcach z parasolką i spiła potwornie przy bełkotach o rzeczach tak mało istotnych dla jej umysłu, że skulona i z głową w kałużach powróciła by rzucić się w wir zmąconych alkoholem myśli. Sen nie przyniósł ulgi a poranek dnia następnego przyniósł kaca połączonego z melancholią pogrzebanych szczątków niedzieli, które topiła w lemoniadzie. Złe zdarzenia są potrzebne, by przyjąć na nowo pokorę. Odkryć, że jeśli nie mamy planów to znaczy, że dobrze będzie pobyć samemu niż szukać na gwałtu rety ratownika naszych zlęknionych stanów emocjonalnych. Więc na nowo odkrywa siebie i swoje drugie ja, które się boi.. nawet jeśli adres podany przez mężczyznę jej życia jest czymś realnie istniejącym w przestrzeni google maps, to przestaje ukrywać, że uczucia podekscytowania mieszają się ze skondensowanym uczuciem strachu. Dzisiejszy dzień stawia ją na nogi. Spotyka Agnez i czuje jak jej pulsująca energia skumulowana w tych wszystkich pięknych rzeczach, w których przebywa i które sprzedaje przepływa i układa się w harmonijne kolory w środku jej bojącego się "ja". To pomaga i działa zupełnie jak pigułki na uspokojenie. Jest szczęśliwa i powraca do swoich 30 centymetrów ponad chodnikiem. Spotyka też mężczyznę starszego od siebie, który tylko się uśmiechał a teraz wyjawia tajemnicę swego życia, która rozegrała się dawno temu w Buenos Aires.. i zdaje się jest miłym wspomnieniem bo mężczyzna uśmiecha się do swoich myśli. Jest spokojniejsza i pragnie bardziej. Wie już, że ma mężczyznę i małą planetę gdzie będą się odnajdywać bo tak wiele jeszcze o sobie nie wiedzą. Ten czas pozostawia na swoje swoiste pożegnanie z wszystkim, co tu kocha. Przestaje się oszukiwać, że będzie łatwo i bezboleśnie. To ląd, który dał jej cudowne dzieciństwo, gdzie bosymi stopami przemierzała świeżość wiosennej rosy, delektując się zapachem nadchodzącego lata, rodzinę, przyjaciół i dzieciaki, z którymi tak wiele przestrzeni poza realnych doświadczyła. Poddaje się tęsknocie bo to neutralizuje mały ból w jej sercu. Oto ona Joanna tęskniąca, Joanna bojąca, Joanna pragnąca. Zamyka oczy i czuje, że wszystko jak zawsze będzie dobrze.

sobota, 14 maja 2011

Joanny dni tęsknieniem sycące pragnienia

Joanna powoli otwiera oczy i ze zdziwieniem stwierdza, że nadal jest gdzie jest, choć sen wskazywał coś innego. Bez niego obok siebie czuje, jak jej funkcje życiowe zwalniają niczym tykający coraz wolniej zegarek z powodu wyczerpania bateryjki. Śni się jej ostatnio zbyt wiele i zbyt intensywnie zdecydowanie, by sen potraktować jako formę odpoczynku. Rzym rozkwita tysiącem cudownych kwiatów, które pachną i rozsiewają w okół aurę zapomnienia. Centrum tętni od turystów i napastliwych wręcz swym terkotaniem włochów. Wszyscy wypełzają z swych małych kryjówek a Joanna odkrywa cudowne przyspieszenie czasu i wpada w manię sprzątania. To ją uspakaja i daje fałszywe złudzenie, że poranek kolejnego dnia nadejdzie szybciej niż się spodziewa. W wolnych chwilach wypełza jak inni by stać się częścią tego chaotycznego tłumu i na chwilę dać się uwieść rozkoszy lodów truskawkowo - mleczno - pistacjowych. Poznaje ludzi, którzy wcześniej się do niej uśmiechali. Obserwuje i rozmyśla. Ostatni miesiąc oczekiwania na spełnienie pragnień dłuży się niemiłosiernie z sekundy na minutę, z minuty na godzinę. Dni pastwią się nad jej cierpliwością. Coraz bardziej pragnie kochanka by zaspokoić potrzeby ciała, które woła o pieszczoty, pocałunki, orgazmy. Wierna jak ta rzeka z milionem fragmentów wspomnień, które niczym taśma filmowa przemierzają obszary jej fantazji, zasypia w tym samym łóżku co wtedy. Każde jutro jest dniem zbliżającym ich do siebie. Noc jest porą, w której mogą poczuć na chwilę, że są.

niedziela, 24 kwietnia 2011

z- martwych- wstała

Czas Paschy przybliżył mi zupełnie inny wymiar jego przeżywania. Tym razem zmartwychwstawałam z Jezusem i choć nie było to łatwe czuję, jak w żyłach tętni świeża krew. Samotność, którą tak bardzo obarczałam winą za swe małe dramatyzmy, okazała się błogosławieństwem. W końcu ją oswoiłam i nauczyłam się nią delektować. Zdarza się bowiem, że chcemy czegoś za szybko zapominając, jak święta potrafi być cierpliwość. Każde miejsce i czas jest dla nas zbawienną formą doświadczenia potrzebnego, by iść dalej i choć czasem musimy poświęcić wiele przedmiotów do rozbicia i chusteczek do ścierania rozmytego łzami makijażu, gdzieś w środku tkwi świadomość, że to nas zmienia. Bez zmian nie mielibyśmy odwagi iść dalej. Oto boleśnie w złościach, żalu i hipokryzji przeżyłam samotność wielu chwil, która nauczyła wewnętrznej dyscypliny, spokoju, miłości i błogiej przyjemności czerpania z życia. Z rozbrykanego dzieciaka stałam się w pełni świadomą siebie, swych potrzeb i uczuć kobietą, w której głęboko wciąż tkwi dziecięca radość i wiara w marzenia. Kochamy tęsknimy, ale musimy iść dalej. Życie z każdym dniem udowadnia, że każdy z nas ma dar, którym może przyczynić się innym, że wiara czyni cuda. Tak więc zaczynam czas przygotowań do największego wyzwania, jakie zdarza się w moim życiu. Do bycia z kimś, kogo kocham, dzielenia z nim przestrzeni, światów chowanych skrzętnie w myślach, emocji. Jedno jest pewne.. warto poświęcić wszystko i żaden moment nie jest zły by zacząć od nowa, pokochać raz jeszcze, bo ten raz może przynieść nam spełnienie.

niedziela, 17 kwietnia 2011

i stała się.. Joanna co znaczy "łaska Jahwe"

Obserwuję rzeczywistość przez szczeliny pancerza, który zdaje się coraz mniejszy. Moje ciało spowolnionym trybem przeobrażania jest nazbyt obszernym dla skorupy, która miała go otaczać na czas określony zmianami. Przez zamknięte oczy czuję świeżość i wilgoć powietrza, co delikatnie kołata kokonem. Czuję, że to już.. teraz. Zebranymi siłami rozrywam substancję przypominającą zaschnięty klej. Sprawia mi to przyjemność porównywalną z rozrywaniem papieru, w który owinięty jest prezent. Wynurzam się na zewnątrz by zaczerpnąć świeżego powietrza. Otwieram oczy i słyszę szum łagodnym szeptów, które opowiadają o mnie w niezliczonych kontekstach i słowach łagodzących pierwszy ból nowego istnienia. Nie boję się spojrzeć, gdzie wzrok nie sięga i sięgam po marzenia, które są w zasięgu wzroku. Wracam do imienia, które określa mnie najpełniej i którego znaczenie odkrywam na nowo. Jestem szczęśliwa.. bo jestem i jesteś.. jesteśmy. Oto nowi my w spojrzeniach, w słowach, w oddechach. Oto miłość która nie zna granic, nie jest poddana przemijaniu, kieruje się prawem bezwarunkowości, karmi złudzeniami, które przeobrażają się w rzeczywistość, jeśli tylko tego chcemy. Więc chciej.. chcieć to móc.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Miu powolne umieranie, się stawanie

Obserwuje swoją twarz w lustrze z przerażeniem, nie mogąc odnaleźć w niej jej samej. Twarz w lustrze jak niezidentyfikowana forma zmęczona, wystraszona, pomarszczona. Czas zmian wypełza spod starych rupieci, którymi otoczona straciła poczucie wolności i życie w niej zamarło. Jej ciało choć nie zmienione niczym larwa reprodukuje wewnątrz nową ja, która powolnym czasu upływem pełna sił, odwagi, piękna nieskazitelną młodością ukaże się by obudzić i rozsypać mieniącym się pyłem marzenia. Miu umiera, dojrzewa, staje się. Wyrusza w przestrzeń międzyludzką by dzielić dotyki, uśmiechy, doświadczenia. Kiedy się obudzi zostawi zesztywniały pancerz wypisany strachem, śmierdzący niepewnością by przekroczyć granice niemożliwego i osiągnąć spełnienie. Miłości bądź nie opuszczaj, natchnij.

piątek, 8 kwietnia 2011

Miu wiosenne SPA.. czasem boli, ale trzeba

Czuje sie jak ładowana podpiętą do prądu ładowarką 24 hour na dobę. Codziennie jest wielki dzień zbliżający do wielkich rzeczy i wyzwań ponad przeciętność. W tym całym argentyńskim amoku zapomniałaby o sobie i o tych myślach skrystalizowanych, które zasnęły ukojone lullaby. Nic nierobieniem pod najniższym ciśnieniem przywykły do prawa marnotrawienia. Trzeba zacząć kreować, brnąć w nieznane, by oswoić. Tak więc od jutra tworzenie, w głowie myśli jednoczenie, niech się wreszcie obudzą i zaczną wchodzić w interakcje WSTAWAĆ DZIAŁAĆ!!! Wiosna nadeszła pachnącymi płatkami, co zdają się łagodzić delikatnością swych olejków obeschnięte zbyt nadgorliwą zimą ciało, z którego każdego dnia wypełzają starocie nagromadzone nie wiadomo komu i po co. Miu ciało, które tak wielu prowokowało i teraz oddaje je jednemu, by jak wtedy potraktował niczym boginię, nie odstępując przecinka ani kropki, w dół i w dół pytajnikami, kończąc wykrzyknikiem i zagryzanymi z podniecenia wargami. Jej umysł zasypany zbieraniną dziecięcych uśmiechów, słów, rysunków. Każde z osobna poddane analizie, co kreuje szczęśliwszą rzeczywistość i daje satysfakcję beztroskiego przeżywania miłości. Cel pal.. kochanie Miu chce Ciebie na śniadanie, obiad i kolację. W międzyczasie zajmie się kreowaniem bzdurnością nieskażonych światów dziecięcych zamkniętych w szczelinie dotykających sie palców jej dłoni. I niech się czasem wymkną spod kontroli.

niedziela, 3 kwietnia 2011

un boleto, un sueños, el amor

Miu ma bilet i przepustkę do życia, z którego nie uroni kropli lemoniady. Kocha i jest kochana. Szczęściara delektująca się słońcem nad głową. I choć tłum niedowiarków i szepty kusiciela wie, że właśnie tego chce. Tęskni za swoimi najcudowniejszymi wariatami, dzięki którym jest jej tak wiele i dają jej siłę, by marzyć, pokonywać, być, kochać. Wie, że marzą, pokonują i kochają. Są i będą zawsze swoją obecnością w myślach, bytowaniem w przestrzeni, wspieraniem swoimi prywatnymi szczęściami, walką o życie, którego tak wiele. Wszechświat sprzyja marzycielom, co dają się ponieść wciąż niezdefiniowanym wydarzeniom zmieniającym świat i przewracającym życie do góry nogami. I choć jeszcze w przestrzeni rzymskiej dżungli to już delektuje się namiętnością argentyńskiego tanga, pasją życia z mężczyzną swojego życia, radością pisania, kochania.

Dla mojego mężczyzny ukochanego

Mi amor.. ahora, quando tengo un boleto nuestros sueños se hacen realidad.. te amo!!!

czwartek, 3 marca 2011

Pochwała kobiecości ujście mej radości

Czerpię z codziennej dawki energii, którą daje mi mój chłopak zupełnie nie stąd jak ja, i najcudowniejsze Wy, które jesteście częścią świata mojego, rzeczywistością nieograniczonego. Wy, które wraz z Panem Kotem wypowiadacie czary mary schowane głęboko w muffinach, przekornie zerkając czy aby dobrze przyprawione one lukrecją. Wy, które prowadzicie życie małżeńskie i nie zaniedbując mężów okalacie ich swoją kobiecością wprowadzając w stan omalże euforyczny a gdy tylko zasną chełpicie bezlitośnie ze mną wino plotkując na tematy osadzone daleko od łoża małżeńskiego. Wy, które nie jesteście zbyt daleko, żeby nie być zbyt blisko, i z którymi choć jeszcze nie teraz, ale już czerpię z przyjemności bycia kobietą jego życia. Wy wszystkie, które uwielbiam i które objęte jesteście moimi małymi tęsknotami, a każda z Was z osobna. Kobiety pistolety, kobiety amulety, kobiety rakiety. Mężczyźni życia nie mojego, choć bywało różnie, są i się przekomarzają.. Wy jesteście czyste jak łza, nieskalane niedorzecznością, uczuć sprzecznością. Bądźmy więc, unośmy i kochajmy tworząc.. razem a każda osobno.

niedziela, 20 lutego 2011

to, że jestem znaczy, że szczęście jest Tobą

Jeśli zdarzyło się wam uronić łzy bynajmniej nie z powodu płaczącej cebuli, złości czy smutku, to najprawdopodobniej były to łzy szczęścia. Nic tak nie daje odczuć lekkości bytu i wdzięczności za rzeczy, które przychodzą i są dobre. Ba nawet, że są spełnieniem naszych wyśnionych na jawie, opatrzonych godłem bezsennej poduszki, marzeń. Otóż chico kocha, Miu kocha i jeszcze kocha rodzina cała. Jedna wielka miłość. Wczoraj wychluptałam jednym tchem pół szklanki wina czerwonego, by odesłać tremę, co bystrze szeptała o strachu przed poznaniem nowej tam rodziny. Argentyńska mamita i babi okazały się jednakże tak cudowne, że relax okiełznał całą mnie a szara chmura z zakłopotaniem opuściła miejsce spoczynku nad wietrzną głową. JESTEM SZCZĘŚLIWA!!!! Krzyczy każda część Miu i odlicza dni kiedy to z cytryny, którą trzyma w dłoniach poleci orzeźwiający sok do szklanki, trzymanej przez chico. Oczy tych dwojga zetkną się w popłochu ulotnych spojrzeń a usta stęsknione siebie będą nierozłączne aż zabraknie powietrza. A potem miesiąc miodowy od rana do nocy, oddechy spragnionych siebie ciał, zagryzanie z podniecenia warg i radość z sexualnego spożycia pożycia. Wracając jednak do konfrontacji z nową rodziną, która Miu oczekuje, chce i już tęskni to doprawdy wydaje się, że to dar z nieba samego. Mamita obiecała smakołyki a babi wysyłała całusy i choć dzielił nas ekran komputera to radość z widzenia się tak szybkim niebawem napawała nas optymizmem i planami na kolejny obiad, tym razem bez komputerów. Kocham i miłość mnie uskrzydla, wierzę i wiara czyni cuda. LA DOLCE VITA.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Bliżej..

"Proście a będzie Wam dane" może to się dla wielu wydawać zbyt banalne, ale niewiarygodne jest to, że rzeczy najbardziej banalne, są najprawdziwsze i mają moc. Wszechświat nie tylko podał mi cytrynę, ale codziennie podpowiada mi sposoby uzyskania upragnionej lemoniady, dotarcia do celu i spełnienia marzeń. Czuję, jak każdy dzień zbliża mnie do niemożliwego. Siedzę przy stolę przed jeszcze pustą szklanką, i wiem, że lada dzień napełni się sokiem z cytryny, którą trzymam coraz mocniej i pewniej. Spełnia się wszystko, o co prosiłam czując po cichu wdzięczność za to, że przychodzi. Najcudowniejszy chłopak w wszechświecie, przyjaciele, ci których znam bardzo dobrze i ci których poznam lepiej już niebawem, dzieciaki, które są najcudowniejszą częścią mojej historii. Zdaje się, że niezła ze mnie szczęściara w dodatku w tym całym moim życiowym przedsięwzięciu zamkniętym w jednym słowie "enjoy", wyruszam w podróż mając bilet w jedną stronę, do miejsca, gdzie ludzie zamiast przeliczać pieniądze cieszą się życiem i zamiast brać udział w wyścigu szczurów w ramach dziwnych manipulacyjnych ideologii, spędzają czas z przyjaciółmi pijąc Fernet z Colą i są najzwyczajniej w świecie szczęśliwi. Jestem już bardziej tam niż tu zważywszy na fakt, że to, co tu zbliża mnie do tego co tam. Ślę Wam szczęścia.

sobota, 5 lutego 2011

Miu walczy o lemoniadę.. ręce z góry w dół.. nie podda

Kryzysy tym się charakteryzują, że dopadają zawsze znienacka, zawsze płaczem, zawsze bezradnością i chęcią przytulenia. Cytryna w moich dłoniach domaga się czynów, a moje dłonie drżą. W głowie burza sprzecznych myśli i rozsądek, który dawno dał się pożreć zakorzenionym jak chwasty w moim umyśle wskazówkom mamy na temat życia. Czasem niewiele trzeba, żeby wypuścić cytrynę na rzecz normalnego bytowania, które opiera się na SKOŃCZENIU STUDIÓW (nawet jeśli już na początku byłam przekonana, co do niesłuszności wyboru), NORMALNEJ PRACY czyli takiej od 8-15 i NORMALNEGO MĘŻA czyli takiego, żeby był tu i teraz (a nie na innym całkiem kontynencie) i żeby podcinając mi skrzydła sprowadził wreszcie na ziemię, uspokajając zwichrowaną psychikę. Ku zaskoczeniu rozczarowanej rodziny nie zrealizowałam żadnego z postulatów. Studia zostały w tyle, pracą jest dla mnie podróżowanie i pisanie inspiracją światem dziecięcym, do męża bynajmniej daleko a chłopakos nie dość, że za oceanem to jeszcze zamiast podcinać, dodaje skrzydeł. Do tego dopadł mnie marazm twórczy brakiem kreatywnego czerpania z dziecięcej wyobraźni. Jestem nianią z powołania, ale bez możliwości, przynajmniej tu i teraz, spełniania misji. Mary Poppins kiwnęła by palcem nawołując do ogarnięcia. Moja miłość, póki co znosi na odległość koleje moich małych nieusprawiedliwionych frustracji, kochając jak może i wielkie mu za to dzięki, bo nawet jeśli tam, to jest mi tu. Przyjaciele, którzy są zupełnie w różnych miejscach przypominają o rzeczach nieobliczalnych, które przyszło nam zrobić w tym życiu. Nam, bo niewielu doprawdy jest na tyle szalonych, żeby w rzeczywistości spełniać swoje marzenia i nie poddawać się nawet, jeśli otoczenie nie jest przychylne odmiennym punktom widzenia. Mocno trzymam cytrynę i nie poddaje się więc, by w końcu delektować się lemoniadą. Wiem, że warto.

niedziela, 30 stycznia 2011

"Miu szuka, aż się doszuka"

Kochania i marzeń spełniania dzień piaty.
Otóż trzymam w ręce cytrynę zastanawiając się, jakim sposobem z niej lemoniadę uzyskać. Wycisnąć ręcznie czy przez lemo- maszynkę?? Buenos się śni po nocach, podróże, miłości i wiem, że nowe jest tuż tuż, choć dzieli nas jeszcze pięć miesięcy, które wykorzystać należy, ale to kreatywnie. Tak więc codzienna dawka hiszpańskiego stała się częścią mojej codzienności, zaraz po porannej gimnastyce i obowiązkach do spełnienia. Wciąż szukam sposobu zaoszczędzenia większej ilości wirtualnych banknotów na moim koncie na kupno biletu i małe szaleństwa. Postanowiłam też innym sposobem, a mianowicie znaleźć rodzinkę, która by przygarnęła super trupper nanny w Buenos. Wilk byłby syty a owca cała. Oni mieliby fajną nianie, ja bilet i kurs języka za free. I nawet, że się udało bo znalazł się dwuletni brzdąc a moja osoba wstępnie została zaakceptowana więc miejmy nadzieję, że pokonam siłą kreatywnej fantazji inne kandydatki i doświadczę kolejnej przygody poppinsowej. Wprawdzie o swoich sprytnych zamiarach nie poinformowałam jeszcze mego chico, który obiecał nie wypuszczać mnie z łóżka przez cały miesiąc, ale cokolwiek to i tak najważniejsze, że będziemy closer i to bardzo nawet;] Poza tym myślę też o kontakcie bliższym i dalszym z Fundacją Cała Polska Czyta Dzieciom, z którą już miałam okazję nawiązać współpracę w moim małym królestwie w księgarni w Rzeszowie. W szerszym nieco zakresie tym razem, bo w końcu moje poppinsowe podróże to misja kreatywnego wychowania dziecka przez świat zapisany w książkach i zabawy rozwijające ich wyobraźnię. To mój power and supper trupper nanny mission^^ Biorę się więc w garść i skupiam na podróży życia, co zapewne przewróci świat do góry nogami i niech tak będzie, w końcu raz tylko tu jesteśmy i od nas zależy jakie historie własne opowiemy.

Cudownej niedzieli od Miu, co świat z Wami dzieli<3

środa, 26 stycznia 2011

kochaj ryzykuj i spełniaj marzenia

Nagłówek na dziś "Miu stęskniona, od wzdychania boli głowa."
Wczoraj opętana zbyt wczesnym snem przyłożyłam tylko głowę do poduszki i bez mleka jak małe dziecko snęłam w krainę marzeń, które mają nadejść i się ziścić. Bo co począć, kiedy znajdujesz się z drugim człowiekiem w jednym punkcie, po przebyciu dróg z innych zupełnie światów, i nagle zdajesz sobie sprawę, że ten oto człowiek jest właśnie tu i teraz i tym najważniejszym. Ten oto człowiek ma na imię Javier i przybył do punktu Rzym, który okazał się być naszym punktem stycznym, aż z Buenos Aires. Historia nietuzinkowa, bo kto czyta mego bloga pamięta zapewne jak narzekaniem zalewałam świat, co starał się być dla mnie domem. Płakałam, krzyczałam, skakałam aż w końcu się poddałam w mała iskierką nadziei, że skoro już tutaj to zapewne po coś.. bo Wszechświat w końcu jest nieomylny. Javier tak ot postanowił z przyjacielem wybrać się w podróż w miesiąc po Europie, z tym, że na mapie podróży nie zaznaczył nawet Polski.. zaznaczył ją później po spróbowaniu moich placuszków;p Gdyby nie to zatem, że ja dla kaprysu wróciła, a on dla kaprysu wybrał się w podróż nasze drogi pewnie by się szybko nie spotkały. Tak więc oto nadgorliwością wymyślania sobie mężczyzny, przyjaciela i kochanka w jednym wymyśliłam sobie Javiera, który się zjawił zakochał i uszczęśliwia swoją jakże szalona osobą. Jeśli ktoś uszczęśliwia to trzeba dać się uszczęśliwić. Czeka mnie więc pięć szczęsnych miesięcy po których będę uszczęśliwiana codziennością argentyńskiego słońca (chociaż w czerwcu akurat będzie zima), namiętnością leche i mate z przyjaciółmi. Zapewne znajdą się i głosy krytyki, że pięć miesięcy to za długo, że nie rzuca się w niewiadome, że nie poświęca się wszystkiego dla wybryku jednej przygody. Wszystkim niedowiarkom mówię, że jeśli los daje ci cytrynę, to zrób z niej lemoniadę. Jeśli los zsyła Ci człowieka, z którym czujesz, że możesz zrealizować swoje życie i to na wielu płaszczyznach, to zaryzykuj chociażby dla aspektu przyjaźni. Tak oto podejmuje się życiowego projektu "kochaj, ryzykuj i spełniaj marzenia wbrew wszystkim, w zgodzie ze sobą".. kto dołącza??
Dobrej nocy;)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Rozdział Kochanie

Gdyby pisano o mnie w gazetach, ostatnie nagłówki zapewne brzmiały by " Mi Miu zaniedbuje bloga i oddaje się podejrzanym występkom praktykowania miłości międzykontynentalnej". Zapewne mieliby racje, bo Mi Miu przeszła w nowy rok konfrontacje z własnymi pragnieniami a Wszechświat odpowiedział na każdą jej prośbę. Otóż sięgając pamięcią wstecz nowy rok topiłam w wannie z bąbelkami, albo w bezalkoholowym szampanie pełniąc jakże szlachetny obowiązek New Year Nanny. Szczerze.. bardzo mi to pasowało, bo stronię od dzikich imprez, na których po północy wszyscy zamieniają się w zwierzęta a piękne pantofelki od Gucciego splamione są rzygami koleżanki.. nie szkodzi i tak były z lumpeksu za dwadzieścia zeta kontynuując alkoholowy odór zdaje się ciągnąć cały kolejny dzień nowego już przecież roku, głowa przeszyta myślami, co zbędne i snami złudnymi, że będzie piękniej. Tego sylwestra chciałam spędzić z Adą całując się z fajnym chłopakiem a po północy marzył mi się upojny sex, bo w tej sferze też się nieco u sąsiadów zasiedziałam. Była Ada, był cudowny chłopak, był sex z fajerwerkami. Jest zakochanie, kochanie, miłości wyznawanie. Istne szaleństwo doprawdy, w głowie historia o jego oczach, włosach i ustach. Tak się wydarza życie dwojga ludzi, co przebyli po kilkanaście a nawet więcej kilometers żeby doświadczyć przedziwnego doprawdy uczucia, że oto jesteśmy my i cała reszta świata i jest nam z tym dobrze jakże. Można nawet z włóczki upleść coś abstrakcyjnego jak miłość.Jeśli Coelho twierdzi, że Wszechświat sprzyja marzycielom, to ja tylko potwierdzę, że owszem tak i sprzyja nawet jeśli chwilowo ocean zalewa tą przestrzeń między nami, to w końcu po to, żeby stać się odważnym i wyruszyć w podróż.
Pięć miesięcy dzieli mnie od raju ziemi upragnionej Buenos Aires. Oto zaczyna się nowa historia Miumiowa, w której walka o marzenia przezwycięży wszelkie przeszkody i pod nogi kłody. I warto bo świat jest piękny, żeby przeoczyć, a życie wymyka się spod kontroli tylko wtedy, gdy go nie słuchamy.