wtorek, 31 maja 2011

Joanna kocha.. prawdziwie

Joanna zstępuje na ziemię i mieszają się z tłumem. Uspokaja swoje serducho, które czasem nie nadążało za lataniem. Potrzebuje przerwy by znów odbić się w górę. Staje się taka, jak inni. Normalna. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuje jak opada z niej peleryna super niani, super dziewczyny, bohaterki wyśnionych marzeń. W tych najzwyklejszych chwilach, kiedy płacze i czuje się bezradna wobec czasu i przestrzeni wie, że jest królową życia. Wciąż na nowo ocierając łzy wierzy w marzenia. Bez porażek, nie bylibyśmy świadomi jak wielka siła w nas tkwi. Każdego dnia więc wstaje i na nowo obiera kroki do celu, w jednej ręce trzymając gwiazdozbiór swej miłości a w drugiej podróże, projekty, stosy zapisanych myśli gotowych do ujrzenia światła dziennego. Z każdym dniem bardziej uczy się sztuki kochania, kompromisów, odpowiedzialności. Odchodzi od witryny, gdzie do tej pory obserwowała udane związki, by tworzyć własną krainę rozkoszy. Szczęście jest tam, gdzie nie szukamy, trzeba tylko nauczyć się go chcieć.

sobota, 21 maja 2011

Joanna układa składa przekłada.. ryzykuje

Joanna w weekend pozwoliła sobie na rozbicie się w kawałki niebytu, by na nowo poskładać się z drobnych cząstek myśli, z których pozbyła się tych najbardziej uciążliwych. Piątkowa noc z Żubrówką okazała się być zbawienna na te kilka godzin. Mogła ulżyć sobie wykrzykując wszelkie żale i wypierając się swych lęków udając wielką wojowniczkę snów. W głębi czuje się słaba i bezradna i coraz częściej samotna. Jej pragnienia o byciu kobietą i miłością popadają w zaniedbanie mężczyzny, który zdaje się być wystraszonym i w popłochu zbyt często pozostawia w zbyt wielkiej niewiadomej. Wciąż chodzi z głową wysoko ponad rzeczywistością, stara się nie stracić gruntu pod nogami. Wciąż zwraca na siebie uwagę swoim lataniem. Mężczyźni chcą spędzić z nią więcej niż parę chwil, a ona potykając się o dziecięcy bucik czuje, jak odżywa w niej pragnienie, które potęguje każdy skierowany do niej uśmiech dziecka. Jak bardzo pod przykrywką wszystkiego, co dla nich robi musi tłamsić tą jedną myśl wykorzystując wymówki, że jeszcze nie jest gotowa, tylko dlatego by nie wystraszyć, nie spłoszyć. Trudno tak bardzo żyć bez miłości.Patrzy w ich oczy i chce widzieć w nich oczy swojego własnego dziecka, ale zamiast tego kleci dla nich wiersze, szyje ubranka, wymyśla światy zbliżające do magii. W sobotę Joanna od rana rozprawia się z kacem, który wysysa z niej wszelkie soki życia. Pragnie zniknąć, zamknąć małe drzwiczki do rzeczywistości i zostać sama. Rozprawia się z sobą po swojemu. Powolnym snem składa się z myśli, które wyegzekwowała do dalszego istnienia. Jej głowa staje się lekka i pełna spokoju. Chciałaby tak trwać już bez podnoszenia jej z poduszki. Otwiera oczy i widzi gwiazdy. Sięga po nie ręką doświadczając marzeń tak mocno, jak nigdy wcześniej. Po akcie spoczynku głowa zaczyna pulsować od przetwarzania nowych myśli, które tworzą kreatywne rozwiązania. Bierze głęboki oddech i wypuszcza opar ostatnich dni. Trochę się dusi a potem czuje jak jej płuca napełniają się spokojem nieba. Nadchodzi niedziela i znów czuje błogosławieństwo Świętych gorliwie czuwających nad jej głową. Zaczyna się coś nowego. Wszystko wskazuje na zmiany.Po każdej burzy przychodzi słońce. Ten tydzień spędzi w samotni by kochać od nowa, by nabrać odwagi i poukładać nowe życie, bo zostało już tak niewiele czasu. Chce określić siebie w swym ciele i umyśle. Chce się przekonać, że potrafi walczyć o marzenia, które trzyma w ręce, że wciąż się chcą i pragną. Miłość jest bowiem jak ocean z ośmiornicami, wojnami okrętów a skarb jest ukryty głęboko.

wtorek, 17 maja 2011

czas pomiędzy

Obserwuje różowe serduszko ze spisanym nowym adresem, który w zupełnie nowej przestrzeni, za oceanem. Powoli docierają do niej lęki, że to tak daleko, i że pozostawia tu część siebie. Może właśnie dlatego tak często i w tak wiele miejsc spaceruje. Może wydaje się jej, że zostawi tu wtedy więcej siebie, choć paradoksalnie Rzym to zdecydowanie nie jej miejsce. Więc dlaczego tak błądzi i dlaczego szuka kogoś kto zapełni rozmową jej ciszę?? Niedzielne deszczowe popołudnie skłoniło ją do towarzyszenia mało jej znanej Ale na zaproszenie więc podrepatała w gumowcach z parasolką i spiła potwornie przy bełkotach o rzeczach tak mało istotnych dla jej umysłu, że skulona i z głową w kałużach powróciła by rzucić się w wir zmąconych alkoholem myśli. Sen nie przyniósł ulgi a poranek dnia następnego przyniósł kaca połączonego z melancholią pogrzebanych szczątków niedzieli, które topiła w lemoniadzie. Złe zdarzenia są potrzebne, by przyjąć na nowo pokorę. Odkryć, że jeśli nie mamy planów to znaczy, że dobrze będzie pobyć samemu niż szukać na gwałtu rety ratownika naszych zlęknionych stanów emocjonalnych. Więc na nowo odkrywa siebie i swoje drugie ja, które się boi.. nawet jeśli adres podany przez mężczyznę jej życia jest czymś realnie istniejącym w przestrzeni google maps, to przestaje ukrywać, że uczucia podekscytowania mieszają się ze skondensowanym uczuciem strachu. Dzisiejszy dzień stawia ją na nogi. Spotyka Agnez i czuje jak jej pulsująca energia skumulowana w tych wszystkich pięknych rzeczach, w których przebywa i które sprzedaje przepływa i układa się w harmonijne kolory w środku jej bojącego się "ja". To pomaga i działa zupełnie jak pigułki na uspokojenie. Jest szczęśliwa i powraca do swoich 30 centymetrów ponad chodnikiem. Spotyka też mężczyznę starszego od siebie, który tylko się uśmiechał a teraz wyjawia tajemnicę swego życia, która rozegrała się dawno temu w Buenos Aires.. i zdaje się jest miłym wspomnieniem bo mężczyzna uśmiecha się do swoich myśli. Jest spokojniejsza i pragnie bardziej. Wie już, że ma mężczyznę i małą planetę gdzie będą się odnajdywać bo tak wiele jeszcze o sobie nie wiedzą. Ten czas pozostawia na swoje swoiste pożegnanie z wszystkim, co tu kocha. Przestaje się oszukiwać, że będzie łatwo i bezboleśnie. To ląd, który dał jej cudowne dzieciństwo, gdzie bosymi stopami przemierzała świeżość wiosennej rosy, delektując się zapachem nadchodzącego lata, rodzinę, przyjaciół i dzieciaki, z którymi tak wiele przestrzeni poza realnych doświadczyła. Poddaje się tęsknocie bo to neutralizuje mały ból w jej sercu. Oto ona Joanna tęskniąca, Joanna bojąca, Joanna pragnąca. Zamyka oczy i czuje, że wszystko jak zawsze będzie dobrze.

sobota, 14 maja 2011

Joanny dni tęsknieniem sycące pragnienia

Joanna powoli otwiera oczy i ze zdziwieniem stwierdza, że nadal jest gdzie jest, choć sen wskazywał coś innego. Bez niego obok siebie czuje, jak jej funkcje życiowe zwalniają niczym tykający coraz wolniej zegarek z powodu wyczerpania bateryjki. Śni się jej ostatnio zbyt wiele i zbyt intensywnie zdecydowanie, by sen potraktować jako formę odpoczynku. Rzym rozkwita tysiącem cudownych kwiatów, które pachną i rozsiewają w okół aurę zapomnienia. Centrum tętni od turystów i napastliwych wręcz swym terkotaniem włochów. Wszyscy wypełzają z swych małych kryjówek a Joanna odkrywa cudowne przyspieszenie czasu i wpada w manię sprzątania. To ją uspakaja i daje fałszywe złudzenie, że poranek kolejnego dnia nadejdzie szybciej niż się spodziewa. W wolnych chwilach wypełza jak inni by stać się częścią tego chaotycznego tłumu i na chwilę dać się uwieść rozkoszy lodów truskawkowo - mleczno - pistacjowych. Poznaje ludzi, którzy wcześniej się do niej uśmiechali. Obserwuje i rozmyśla. Ostatni miesiąc oczekiwania na spełnienie pragnień dłuży się niemiłosiernie z sekundy na minutę, z minuty na godzinę. Dni pastwią się nad jej cierpliwością. Coraz bardziej pragnie kochanka by zaspokoić potrzeby ciała, które woła o pieszczoty, pocałunki, orgazmy. Wierna jak ta rzeka z milionem fragmentów wspomnień, które niczym taśma filmowa przemierzają obszary jej fantazji, zasypia w tym samym łóżku co wtedy. Każde jutro jest dniem zbliżającym ich do siebie. Noc jest porą, w której mogą poczuć na chwilę, że są.