poniedziałek, 24 stycznia 2011

Rozdział Kochanie

Gdyby pisano o mnie w gazetach, ostatnie nagłówki zapewne brzmiały by " Mi Miu zaniedbuje bloga i oddaje się podejrzanym występkom praktykowania miłości międzykontynentalnej". Zapewne mieliby racje, bo Mi Miu przeszła w nowy rok konfrontacje z własnymi pragnieniami a Wszechświat odpowiedział na każdą jej prośbę. Otóż sięgając pamięcią wstecz nowy rok topiłam w wannie z bąbelkami, albo w bezalkoholowym szampanie pełniąc jakże szlachetny obowiązek New Year Nanny. Szczerze.. bardzo mi to pasowało, bo stronię od dzikich imprez, na których po północy wszyscy zamieniają się w zwierzęta a piękne pantofelki od Gucciego splamione są rzygami koleżanki.. nie szkodzi i tak były z lumpeksu za dwadzieścia zeta kontynuując alkoholowy odór zdaje się ciągnąć cały kolejny dzień nowego już przecież roku, głowa przeszyta myślami, co zbędne i snami złudnymi, że będzie piękniej. Tego sylwestra chciałam spędzić z Adą całując się z fajnym chłopakiem a po północy marzył mi się upojny sex, bo w tej sferze też się nieco u sąsiadów zasiedziałam. Była Ada, był cudowny chłopak, był sex z fajerwerkami. Jest zakochanie, kochanie, miłości wyznawanie. Istne szaleństwo doprawdy, w głowie historia o jego oczach, włosach i ustach. Tak się wydarza życie dwojga ludzi, co przebyli po kilkanaście a nawet więcej kilometers żeby doświadczyć przedziwnego doprawdy uczucia, że oto jesteśmy my i cała reszta świata i jest nam z tym dobrze jakże. Można nawet z włóczki upleść coś abstrakcyjnego jak miłość.Jeśli Coelho twierdzi, że Wszechświat sprzyja marzycielom, to ja tylko potwierdzę, że owszem tak i sprzyja nawet jeśli chwilowo ocean zalewa tą przestrzeń między nami, to w końcu po to, żeby stać się odważnym i wyruszyć w podróż.
Pięć miesięcy dzieli mnie od raju ziemi upragnionej Buenos Aires. Oto zaczyna się nowa historia Miumiowa, w której walka o marzenia przezwycięży wszelkie przeszkody i pod nogi kłody. I warto bo świat jest piękny, żeby przeoczyć, a życie wymyka się spod kontroli tylko wtedy, gdy go nie słuchamy.

1 komentarz:

  1. po 5 latach w tym obrzydiwym buenos aires tez bedziesz miec zupelnie dosc, ale spoko. najpierw pierwszy kryzys gdy w nieskonczonosc czekasz na DNI i uregulowanie wszytskich papierkowych spraw. gdy uda Ci sie i przebrniesz przez przepisy zostaniesz rezydentem permanentnym. potem, jesli bedziesz chcec pracowac na wlaqsna eke pojdziesz do AFIP i zacznie Cie szlag trafiac jak te matoly nie umieja nawet nadac CUITu , itd itp

    oczywiscie, piewrwsze miesiace a nawet lata (max 2 pierwsze) az ktos kto prowadzi taksowke nie wyciagnie broni i nie wyceluje Ci w twarz
    az ktos Cie nie napadnie i nie pobije w bialy dzien w colectivo albo w pociagu, bo z tej la platy przeciez musisz jakos przejechac do capital, wiec liniaRoca, do dworca constuitucion, najgorsze szumowiny , mozesz byc pewna ze wszyscy beda patrzec w okno jak ktos ci wyrwie torebke
    itd
    buenos aires jest fajne, dla nas glupich europeek dopoki jst bogato i radoscni i niemalze turystycznie, mimo nawet latynosa u boku, corki z tym kretynskim granatowym paszportem i mapa argentyny na tylnej okladce po pau latach chce sie tylko uciec

    ale pozdrawiam!
    i jako artystka powiem Ci,ze zycze bogatego meza, Tobie chyba tez artystce (bo piszesz fajnie i wrazliwie, i Patrzysz) bo inaczej z nawet najwiekszego talentu zrobia tam miazge

    to tylko delikatny mail o tym, jakie jest buenos ares kiedy sie jest w nim kilka lat non stop

    argentynczycy to falszywye dupki, zawsze cie czule obejma i powiedza "llamame cuaquier cosa" ale potem nikt z "przyjaciol" nie zasluguje by powiedziec, ze mozna na niego / nia liczyc

    no i Polacy w AR- bleeee

    serdecznosci, jakby miala jakiekolwiek pytania- o lekarza, o papiery, o migraciones etc to daj znak

    beniceprduction@gmail.com

    OdpowiedzUsuń