poniedziałek, 26 lipca 2010

skomplikowane- ane

Kichanie od samego rana w dodatku niepięknego nie sprzyja dobrym wrażeniom, a bynajmniej wyrażeniom aprobaty kolejnego dnia. Jeśli wczoraj sprawiało mi niebywałą radość pisanie o przyjemnościach, to dziś mój sexualizm wygasł gdy zobaczyłam w lustrze zamiast sexi kociaka monstrum z podkążonymi oczami i czerwonym od kochania nosem. Stanąć w takim stanie twarzą w twarz z samą sobą w trakcie napięcia przedmiesiączkowego grozi kobiecie mojego pokroju wrzaskiem, płaczem i wmawianiem sobie pod prąd, że mam to w nosie.. potem tylko ostatnie łzy nieszczęścia zatopione w pachnącej rumiankim rolce papieru toaletowego, warstwa podkładu, gogle narciarskie i można wyjść w otwartą przestrzeń. Napięcie przedmioesiączkowe to zdecydowanie ten rozdział, który mam ochotę przewinąć, jak robi się z nudnymi love scenami na DVD by przejść do konkretów. W te dni lepiej nie tykać palcami i prowadzić konwersacje z bezpiecznej odległości zza żółtej linii. Cnota zamknięta na klucz a stół obfity w kilogramy czekoladek i dla równowagi w ogórki kiszone. Normalnie by mi przez gardło nie przeszło. W te dni ze zgrozą patrzę na wyświetlacz telefonu, na którym widnieje kontakt mojej mami, bo właśnie w te dni to co normalnie wydaje się do zniesienia, wprowadza mnie w stan daleki od spokoju i koncentracji. Hormony jeszcze bardziej szaleją a ja zaczynam pocić się z przerażenia, co tym razem. Tym razem mama po długich ze mna pertratacjach dotyczących przedłużenia umowy telefonicznej właśnie siedzi obok przystojnego pana w salonie i pragnie przez telefon przedstawić mi ofertę telefonów za 1 zł. Podczas gdy ona z wygodnego fotela rysuje mi atrybuty kolejnych fantastycznych aparatów (LG pan mi tu proponuje, jest też fajna Nokia z dodtykowym wyświetlaczem, ale czy warta zachodu) a ja przyciskając tlelefon do ucha ramieniem prowadzę wózek, biegam oczami za Lilką i przytakuję Leosiowi, który mówi coś o Gwiezdnych Wojnach. Próbuję wytłumaczyć mami, że to nie jest dobra pora, że chce SAMA wybrać ten cholerny telefon i że musze kończyć żeby nos wysiąkać. Dzieciaki patrzą a Leo się pyta czemu jestem zdenerwowana. No właśnie czemu?? Biorę głęboki oddech, żeby uniknąć tłumaczenia brzdącom problemu zamkniętego w zacnym skrócie PMS. Po 18 wielką ulgą zamykam za sobą drzwi od harmideru domowego ogniska po 9 godzinach z dwójką dzieciaków na głowie, która już zdążyła spuchnąć. Sielanka, TV jakieś ciacho już tam w środku myśli widzę siebie w totalnym spoczynku. STOP. Kot- jedzenie- brak. Fuck. Zatem Carrefour żarełko dla mojego grubaska, bułki i pierdółki, kasa i 20,08 groszy. Otwieram portfel, only 20 zł. Z miną zbitego kota patrze na panią a ona macha ręką i mówi, że doniosę. Wiecie co.. to było najmilsze zdarzenie w tym napiętym dniu. Poczułam relaks i wreszcie się wyluzowałam. Życie jest prostsze, jak go sobie nie komplikujemy. Nawet jeśli PMS i gruba warstwa chmur nad głowami. I jutro znów będę sexi kociakiem, zmniejsze granice żółtej linii i otworzę się na doznawanie przyjemności zajadając się czekoladą i kiszonymi ogórkami. I love my life;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz