piątek, 13 sierpnia 2010

RoZkLeKoTaNe

"Blady cumulus nabija się na szczyty i nerwowo wypluwa piorun kilka kilometrów od nas. Melies daje mi znak, żebym zamknął zegar i schował metalowe części. To jeszcze nie pora na uderzenie pioruna."
Mathias Malzieu "Mechanizm serca"

Kto by się spodziewał, że dzień poprzedający piątek 13 będzie bardziej nieprzewidywalny od spokojnie przepływającego przez palce dnia dzisiejszego. Cały dzień wertowałam głowę i szafki, półki, zmywaki bo oto miała nastąpić zmiana w rutynie, w którą wpadliśmy z moim nie chłopakiem, spędzając każdą noc w jego łóżku, uzależniając ton dźwięków od aż za wielu czynników zewnętrznych. Zaciskanie zębów i chamowanie w gardle stężonej ilości dźwięków przy tak absolutnie trafnym parciu nie jest zbyt przyjemną formą przeżywania orgazmu. Nie żebym była zachwycona, faktem że mieliśmy doznawać przyjemności w scenerii iście bajkowego pokoju mego, zdecydowanie wolę formy abstrakcyjne i najlepiej w plenerze, ale niech będzie. Idąc za radą mojej najcudowniejszej Adi Miu, bez której traciłabym rozum zdecydowanie za często, wprowadziłam do mej zupełnie nieuporządkowanej Krainy trochę logiki i świeczki mające nadać tej szczególnej chwili nagradzania mojego nie chłopaka, bo przecież wreszcie zasłużył na nagrodę, szczypty romantyzmu (yyy nie znoszę tego słowa i zatrzegam, że używam go tylko i wyłącznie w celach czysto literackich). Świeczki to fajna sprawa, ale nie przy zwariowanym kocie i już oczami wyobraźni widziałam się na nim, będąc coraz niżej i niżej by delektować się potencjałem, i przerażenie ogarniało mnie gdy widziałam kota z płonącym ogonem. Cały hiszpański spędziłam na fantazjowaniu o Tym, co poniżej pasa. Mieliśmy mieć dla siebie całą noc a brat miał wrócić rano. Mi Miu nie może zebrać myśli wracając z Adi do domu nie chłopak dzwoni, że ma mnóstwo pracy i ma tylko dwie godziny.. PRZYJEŻDŻAJ I JUŻ!!! Docieramy do domu robimy francuskie ciasteczka, nie chłopak dzwoni, że ma dziurę w kole roweru, ale jest blisko i będzie niebawem tylko czy ja mam pąpkę. Mi Miu myśli, że blisko będzie jak popracuje nad jego niżej wymienionym ego i wciąż jest napalona. Przygotowują z Adi francuskie ciasteczka po otwrciu piekarnika dym pochłania całe mieszkanie, ciasteczka są niezłe. Dostaje smsa od brata, że jednak będzie za pół godziny i krzyczy żeby poszedł do kolegi.. nie pójdzie. Nie chłopak wlecze się z swoim ledwo zipiącym rowerem i otrzymując wiadomość o przyjeżdzie brata mówi , że nie ruszy z gadżetem. Mi Miu bierze jak zawsze 10 głębokich oddechów, ale tym razem to nie wystarcza czuje nad sobą wielka deszczową chmurę z błyskawicą co trafia jej najczulszy punkt i obezwładnia. Teraz oboje już nie działają więc nie ma co ciągnąć od rzeczy. Nie chłopak wraca na rozklekotanym rowerze, Adi Pandą z myślami o jutrze, Mi Miu patrzy na kota, kot zdaje się być nieporuszony zaistniałą sytuacją tylko dym mu przeszkadza. Budzi mnie telefon od mamy Guendaliny.. tak jasne, że spędzę z nią troche czasu, przyda mi się poukładać trochę myśli gdzieś indziej. Patrzę do kalendarza czy nie cofnęłam się w czasie, bo bywa, że zjadam przez sen dni, ale nie to było wczoraj a dziś jest piątek 13 i spędzę go z Guendaliną kojąc swoje myśli rozmową na tematy wyłaniające się z abstrakcji dziecięcego umysłu. Budując zamek zostaję otoczona wianuszkiem dzieciaków i czuję, że jest tak dobrze i że znów jestem na swoim miejscu i w swoim czasie. Adi Miu wylatuje, a ja życzę jej żeby szybko wróciła. Główny bohater niefortunnych zdarzeń jest gdzieś i zdaje się mieć dobrze.. tak się Mi Miu wydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz